Barbara Wachowicz

„Ty jesteś jak zdrowie” (fragm.)

Dom Mickiewicza

„Adam nowogródzki”, „Napoleon z Nowogródka”, „Adam z Nowogródka”... Tak podpisywał żartobliwie listy do przyja­ciół młodości.
„... jesteś tuż obok nas, słyszymy Twe kroki, czujemy przy sobie bicie Twego serca, słyszymy Twój głos. Dzisiaj w dniu moich dwudziestych czwartych urodzin, tu­taj, w domu Mickiewicza zrozumiałem, że Twoje marzenie, by ojczyzna istniała – zrozumieć mógł każdy i wtedy, i teraz, i za­wsze” – taki wpis z ksiąg pamiątkowych Muzeum Mickiewi­cza w Nowogródku wynotowałam wśród dziesiątków innych. Podsygnowany: „Jacek Tyszko z grupą studentów polskich”. Z jakiego miasta polskiego – nie wiem. Mogłoby być każde...
U wnijścia do ogrodu rzeźbiony profil poety i napis: DOM – Muzeum Adama Mickiewicza.
Właśnie – DOM.
„W Nowogródku zaczynają się też dzieje poezji Mickiewi­cza” – komentuje Juliusz Kleiner. „Żadne inne miasto polskie tak mię nie pociągało, jak Nowogródek, gdyż nazwę tę często słyszałem w rozmowach ojca z przyjaciółmi” – wyznaje Wła­dysław Mickiewicz, syn poety.
Luty 1799 – wrzesień 1815 – od przywiezienia w niemow­lęcych pieluchach z Zaosia po wyjazd na uniwersytet do Wil­na, to Mickiewiczowski czas Nowogródka. Potem przelotne odwiedziny domu – 
wakacyjne, świąteczne. I wreszcie – już tylko pamięć. Ogród pełen starych kasztanów, topoli i klonów, schodki ku górze wiodą do białego dworu o ciężkim, nieforemnym ganku. Ekspresyjna głowa poety dłuta białoruskiego rzeźbiarza Robermana – to najlepszy pomnik Mickiewicza, jaki widziałam w jego ojczyźnie – Nowogródczyźnie.
W hallu cytat z III części „Dziadów”: „Nazywam się mi­lion – bo za miliony kocham i cierpię katusze”. To był jedyny tekst po polsku w całej ekspozycji.
Dom jest rekonstrukcją. I długą ma historię. 21 marca roku 1804 w kancelarii rejenta podpisano akt kupna-sprzedaży, w którym niejaki Wolski Felicjan „mając plac natury ziemskiej w mieście Nowogródku, przy zaułku Racowla” sprzedaje tako­wy za rubli pięćdziesiąt „W.P. Mikołajowi Mickiewiczowi, ko­mornikowi mińskiemu”.
„Mikołaj i Barbara Mickiewiczowie, mając majątek (...) dość szczupły, nie z bogactwa, nie z urzędów, dygnitarskich tytułów, ale z cnót własnych słynęli oni, ze zgodnego małżeń­stwa, z miłości ku bliźnim, z litości ku biednym, z religii bez bigoteryi, ze szczerości, prawdy, dotrzymania sekretu lub da­nego słowa, ze staropolskiej gościnności i (...) zachowania dawnych wszelkich godziwych obyczajów i zwyczajów; wre­szcie we wszelkich wypadkach z roztropności, sumienności, dobrego gospodarowania, porządnego wychowania dziatek (...) a szczególniej z prawdziwego zamiłowania do kochanej ziemicy Litwy – miłej, a drogiej Ojczyzny naszej”. Tak ocenia okiem miłości synowskiej swych rodziców najstarszy syn –Franciszek w swym „Pamiętniku”. Szczupłość majątku nie po­zwoliła panu Mikołajowi na wzniesienie własnym sumptem domu. Zbudował go jeden z aptekarzy nowogródzkich, za co przez lat kilka miał prawo do bezpłatnej dzierżawy. Państwo Mickiewiczowie wprowadzili się tu w roku 1806 z piątką uda­nych synów: Franciszkiem, Adamem, Aleksandrem, Jerzym i Antonim. Najstarszy miał lat dziesięć, najmłodszy ledwo rok. Trzej bracia nakreślili wspomnienia domu.
Wspomnieniom Adama, rozproszonym, notowanym przez córkę i przyjaciół, można by nadać jedno wspólne motto, z li­stu pisanego u progu Wiosny Ludów do Franciszka: „Nieraz jeszcze, kochany bracie, może będziesz się dziwił moim dzia­łaniom (...). Bądź tylko zawsze pewien, że one zawsze idą z tego gruntu, na jakim urośliśmy w domu rodzicielskim”.
Wśród skarbów tego domu znajdowały się – wedle relacji Franciszka: – „Uniform wojskowy ojca, jeszcze z czasów Ko­ściuszki, uzbrojenie dziada, nieprzyjaciela króla Stanisława, pradziada – stronnika Leszczyńskiego, nadpradziada – wspól­nika wyprawy Jana III-go pod Wiedniem”. Ojciec przechowywał papiery emisariuszy „Kapturnikami” zwanych, bo niczym ksiądz Robak w przebraniu zakonników docierali do Nowo­gródka. Żonę zwał żartobliwie „archiwistką”, powiadając: „Nieraz jej trzewik zawierał to, co nam knutami być mogło, a jednak nie zdradzeni dotąd żyjemy, wzdychając do lepszych czasów”. Franciszek malując portret rodziców idealnymi bar­wami przywołuje słowa ojca: 
– Gdy zginie majątek, edukacja przydać się zawsze może... Synów więc uczyć będę...
Zanim Adam Mickiewicz zaczął od września 1807 roku edukację w szkole dominikanów, miał znakomitego pedagoga w domu.
„Pierwszym nauczycielem Adama była matka jego – opo­wiada brat poety, Aleksander – ona to nauczyła go codzienne­go porannego i wieczornego pacierza, kończącego się prośbą do Najwyższego o danie »zdrowia, rozumu, pamięci, postępu w nauce, zamiłowania do wszystkiego co dobre«”.
Starała się, gospodarna i oszczędna ekonomska córka z Czombrowa, stworzyć dzieciom dom pełen „radości, miłości, szczęścia”. Tak go będzie wspominał Adam... Córka Mickiewicza, Misia, opowiada, jak o paryskim zmroku ojciec nucił piosneczki z nowogródzkiego dzieciństwa: „Wanda leży w na­szej ziemi...”,„Uciekła mi przepióreczka”„Pojedziemy na łów”... – a najczęściej „Idzie żołnierz borem, lasem...”.
Niełatwo było pani Barbarze Mickiewiczowej ocalić aurę pogody. Pozycja mecenasa Mickiewicza nie była świetna, wikłał się w procesy (m.in. z Żydem, nazywającym się... Jankiel), cza­towali nań wierzyciele prywatni, żądano spłaty długów jeszcze z Powstania Kościuszkowskiego za dostawy dla oddziałów Ja­kuba Jasińskiego, wisiała nad nim zemsta Jana Saplicy, któremu wytoczył sprawę o zabójstwo swego stryja (znamienne, że wielu badaczy pisze nazwisko zabójcy – Soplica!). „Synowie rosną – pisze Franciszek – znaczniejsze wydatki, coraz cięższe na pie­niądz czasy”. Synów pan Mikołaj trzymał krótko. Każdy miał swe obowiązki. Adam czuwał nad biblioteką i wieczorami głoś­no czytywał rodzicom i braciom – najczęściej biuletyny o wiel­kiej armii Napoleona Bonaparte, a ojciec bębnił w tabakierę jak potem Podkomorzy w „Panu Tadeuszu”.
Podczas karnawału do gościnnego dworku „cisną się tłumy wizytne”. Mały, powiatowy Nowogródek (liczący 8 tysięcy mieszkańców i 609 domów) huczy od zabaw.„Karyty, landary, kocze bezustannie grzechoczą po bruku!... Damy wystrojo­ne, chłopcy galanci... – wspomina Franciszek. – Modniarki z Warszawy, Wilna, tłumy artystów, artystek, bale, reduty, kassyno...”
I państwo Mickiewiczowie odbywają „solenne wieczory”. Seria nieszczęść, jakie miały dotknąć ich dom, zaczęła się w roku 1810. Umarł najmłodszy braciszek.„Rodzice rzewnie płakali, tęsknili...” Wiosną 1811 roku po bójce szkolnych „uła­nów” z żołnierzami rosyjskimi wyrzucono ze szkoły Francisz­ka – dowódcę oddziału. Ciężko zachorował, o czym przejmują­co opowiada w swym „Pamiętniku”. Piękny, rosły chłopiec wstał z łóżka garbatym kaleką. Wczesnym październikowym wieczorem wybuchł w Nowogródku pożar. „Płomień wiał po ulicach, iskry sypały się gradem” – wspomina Adam w „Kon­radzie Wallenrodzie”. Z wieży kościoła Świętego Mikołaja, gdzie „ówczesne tajemnice stosunków Białego Orła z Pogonią spoczywają” (czyli tajne papiery porozumienia Polski i Litwy) słyszy Franciszek„chrapliwy głos” wołający: – Synu! Synu! Mimo kalectwa, „gdyby jaskółka” wdrapuje się na wieżę, ratu­je ojca i księdza. Od tego pożaru już się ojciec nie podniósł. Nie doczekał chwili, gdy Adam, czatujący na wieży kościoła farnego, dostrzega „stada jasnych kit i chorągiewek”, jak wspomina w „Panu Tadeuszu”, przywołując „rok ów” – 1812, i wojsko polskie pod sztandarami Bonapartego wkraczające na ulice Nowogródka. Świadectwo owych chwil ostało się w pa­miętniku starszego kolegi braci Mickiewiczów, wychowanka tejże samej szkoły dominikanów, ziemianina nowogródzkiego, Nikodema Kiersnowskiego, który wspomnienia swego życia zaczyna od słów: „Urodziłem się w Horodziłówce 1794 roku w dzień powstania Kościuszki...”.
Był studentem Uniwersytetu Wileńskiego, gdy latem 1812 dane mu było widzieć w Nowogródku umykających Moskali... Przesiedział noc w konopiach „nim ustał tętent koni i brzęk pa­łaszy”, wysadził nos o wschodzie słońca – zobaczył stojącego na pikiecie polskiego ułana z lancą i chorągiewką. Kiedy doń podszedł, usłyszał: – Niech będzie pochwalony Jezus Chry­stus! „Miałem 17 lat, jeszczem takiego pozdrowienia z ust żoł­nierza w moim rodzinnym języku nie słyszał...” W majątku Kiersnowskich – Horodziłówka pod Nowogródkiem – stanął jenerał Dąbrowski. Sypiał na snopie słomy, ledwo okryty pła­szczem. W Nowogródku – brat cesarza, król westfalski, Hiero­nim, zażywał kąpieli z wina francuskiego, a kiedy uszczęśli­wieni widokiem zbawców mieszkańcy wydali wspaniałe na ich cześć przyjęcie – wyciągając najprzedniejsze porcelany i sre­bra stołowe – dwór Hieronimowy po posiłku spokojnie takowe na furgony zapakował i uwiózł...
W Nowogródku – wedle relacji Kiersnowskiego – pozostał kapitan wojsk polskich Katerla, „jako instruktor mającego się formować pułku ułanów”. (Nie wspominałabym o tym, gdyby nie była to jeszcze jedna nieznana karta życia bohatera „Popio­łów” – stryjecznego dziada Żeromskiego, „majora od hułanów” – którego losy opowiadam w „Ogrodzie młodości”.)
A „rok ów”, jak wspomina Nikodem Kiersnowski, „nad­zwyczaj był urodzajnym. Kłos żyta dawał więcej niż dwadzie­ścia ziaren...”
Jeno przed 20 sierpnia – spadł śnieg! Zapowiedź straszliwej zimy.
Ową zimą na ulicach Nowogródka – Franciszkańskiej, Ko­walskiej, Zamkowej zapłonęły ogniska, przy których grzały się obszarpane widma – resztki wielkiej armii cesarza... Ale jesz­cze w roku 1818 list do przyjaciół Adam podpisze: – „Napole­on z Nowogródka”.
Opuścił dom we wrześniu 1815. Kiedy wpadał tu na waka­cje, pisał: „Nie uwierzysz, ile mnie bawi Nowogródek. Mnó­stwo oryginałów”. Bawił zazwyczaj krótko („... ani dnia w do­mu nie przesiedziałem, jeżdżę co dzień w inne strony...”). Zostawszy nauczycielem w Kownie, po ukończeniu Uniwersy­tetu Wileńskiego, pisywał do przyjaciół często, do domu – bar­dzo rzadko. Matka została w Nowogródku z Franciszkiem, Je­rzym i długami męża. Oleś studiował w Wilnie klepiąc skrajną biedę. Jedyny list matki Mickiewiczów, jaki się zachował, nieortograficzny, wzruszający w swej trosce o koszule, zdro­wie i pomyślność syna jest właśnie doń adresowany. „Do Ada­ma pisz jeśli co potrzeba” – radzi matczysko, kończąc czułym błogosławieństwem. „Mama bardzo często upada na zdrowiu...” – skarży się Olesiowi Franciszek jesienią 1820. Jej utrapieniem był najmłodszy Juraś – „słyszę, bardzo próżniak”, ubolewał Adam.
Barbara Mickiewiczowa umarła 9 października 1820 roku. Pozostawiła czterech synów. Franciszka (24), Adama (22), Aleksandra (19) i Kazimierza Jerzego (16). Przeżyła tylko jed­no swoje dziecko – najmłodszego Michała Antoniego. Jeszcze na wiosnę 1820 Aleksander pisał bratu do Kowna: „Sukna na majtki bardzo potrzebuję (...). Mama zdrowa, gniewa się na ciebie, że nigdy nie piszesz”. Adam zanotował: „Sukna dla Olesia na majtki posełam”. O liście do matki wzmianki brak. W pierwszych dniach października Franciszek skarży się Ole­siowi: „Mama bardzo często upada na zdrowiu, prawie co ty­dzień dni kilka choruje (...). Adam hultaj, bo z Kowna żadne­go razu pono nie pisał”. Wkrótce potem najstarszy syn zapłakał do Jeża: „Przystrojony w kir siedzę i biedzę”.
Olesiowi wiadomość przywiozła jakaś „madama z Nowo­gródka”. Krzyknął: – Mama moja umarła! – Upadł. Jarosz, To­masz, Czeczot ledwo go docucili. Długo chorował.
Na podstawie tego jedynego listu matczynego do Olesia profesor Jan Ch. Gille z Kanady, obojętny na polskie błędy ortograficzne, scharakteryzował Barbarę Mickiewiczowa jako kobietę „spokojną, harmonijną, skoncentrowaną, mającą zdro­wy rozsądek, zmysł organizacyjny, ale też uczucie, powagę, idealizm”. Dodał, że studium grafologiczne pisma matki Mic­kiewiczów wskazuje na silną osobowość i duże bogactwo we­wnętrzne.
Utaili jej zgon litościwie przed milczącym w Kownie bra­tem aż do Bożego Narodzenia.
„Dowiaduję się o śmierci mojej matki (...) było to moje i udręczenie największe, i cała osłoda, cała pociecha. Nie mo­głem jej nic pomóc, alem się nadzieją cieszył, że kiedyś może pomyślny los mój i jej będzie ulgą, będzie szczęściem. Sny te uleciały z dymem” – rozpaczał Adam.
Latem 1821 jadąc do Tuhanowicz odważy się zajrzeć na podwórko domu rodzinnego. „Oficynkę, w której mieszkali­śmy, zastałem otwartą, ale ciemną. Nikt mnie nie spotkał, nie słyszałem owego: »Adam, Adam«. Tak mnie żal ścisnął, że długo nie mogłem odetchnąć. Chodziłem po wszystkich kątach”. Z któregoś wypełzła stara, wynędzniała służąca. Rzucili się sobie w ramiona, płakali. W IV części „Dziadów” tak wróci Gustaw:

Niedawno odwiedzałem dom nieboszczki matki, 
Ledwo go poznać mogłem! już ledwie ostatki! 
Kędy spojrzysz  rudera, pustka i zniszczenie!
I taki właśnie los miał spotkać dom Mickiewiczów.

W liście do Franciszka z Petersburga pisanym we wrześniu 1828 Adam troska się: „Donieś proszę, jaka jest ogólna suma długów i ile trzeba by pieniędzy na ich opłacenie (...). Ja nie wiem, jak i gdzie mię los nadal rzuci. (...) Chciałbym tobie, kochany bracie, ten dom okupiwszy na własność twoją jedyną zostawić...”Marzenie to nie miało się spełnić.
W 1838 roku ogłoszono licytację „murowanego domu w mieście Nowogródku należącego w drodze spadku do czte­rech braci Mickiewiczów, w tej liczbie i do Franciszka miatieżnika”. Podporucznik 13 pułku ułanów, „miatieżnik”, czyli bun­townik listopadowy, Franciszek Mickiewicz do końca życia marzył, by z wojskiem polskim do rodzinnego miasta powrócić. Jego bratanek Władysław, najstarszy syn Adama, powie: „No­wogródek go bardziej interesował niż reszta świata”. Sam Wła­dysław, jako dwudziestosześcioletni młodzieniec, przyjechał tu wiosną 1861 roku. Witano go łzami i kwiatami: „... przyjmij sy­nu, w imieniu swego ojca, tę wiązankę uczuć, jako hołd należny mu od nas. Przyjmij ją i zanieś na daleki grób jego (...) kwiaty te polewane łzami matek i sióstr naszych; krwią braci naszych, wyrosły pod chłodem wichrów północy. Ale on to rzucił ich ziarno (...) powiedz, żeś nas zastał na stanowisku”.
Patrząc po latach na fotografie ofiarodawców Władysław Mickiewicz westchnie: „jednych czekała szubienica, innych Sybir, prawie wszystkich konfiskata majątku. Żaden z nich nie dożył oswobodzenia Nowogródka i Wilna”.
Dom, wydzierżawiony przez właścicieli, zmieniał miesz­kańców. Był wśród nich i tu właśnie zmarł Julian Korsak, zaprzyjaźniony z Adamem od wileńsko-studenckich czasów, tłumacz Byrona i Dantego. „Julianowi pokłoń się” – pisał Adam w liście do Odyńca z Kijowa w 1825, „dłużny jestem za piękny wierszyk na moje imieniny" – dodawał w liście z Mo­skwy. To właśnie Julian Korsak był jednym z czołowych adre­satów słynnych Odyńcowych „Listów z podróży” – przynoszą­cych tyle cennych anegdot z Mickiewiczowskiego żywota. Włącznie z zachwytem nad pierogami, które jedli w jakiejś włoskiej wioszczynie, wspominając ich smak z Nowogródka i zapach krokusów w „rodzicielskim ogródku”, opisanym w „Konradzie Wallenrodzie”, który Mickiewicz przywołał kę­dyś pod Alpami...
Rodzicielski dom spłonął w 1881 roku. Kiedy w 1886 roku przyjechał do kraju z Chile Ignacy Domeyko – Żegota z III części „Dziadów”, jedna z najpiękniejszych postaci filomackiego kręgu – stanąwszy nad ruinami Mickiewiczowskiego dworku, zapłakał. Jego rysunek odtwarzający z pietyzmem wy­gląd domu i apel o ratunek zamieściły „Kłosy”. Właściciel dworu – adwokat Antoni Dąbrowski – odbudował dom, zacho­wując wiernie rozkład z Mickiewiczowskich czasów. Podczas I wojny we dworze stacjonował sztab korpusu pruskiego, w 1919 – sztab armii polskiej, w 1920 – dowództwo bolszewi­ków. W maju 1922 roku przyjechał tu ponownie Władysław Mickiewicz. Miał osiemdziesiąt sześć lat. Stanął na stopniach ganku. Powiedział kilka słów „ciepłych jak krew serdeczna”.
W maju 1924 roku zaczął w Nowogródku działać Komitet Uwiecznienia Pamięci Adama Mickiewicza. Jesienią roku 1930 uchwalił m.in. wykupienie dworku z rąk prywatnych i powoła­nie Muzeum, wmurowując tablicę w ścianę domu: „Tu w zara­niu życia wznosił skrzydła do lotu Adam Mickiewicz”. Uro­czyste poświęcenie i otwarcie Muzeum odbyło się 11 września 1938 roku. Wiemy, jakie eksponaty udało się zgromadzić. Gar­stka mebli ze starego domu, obraz świętego Antoniego – patro­na zmarłego braciszka – i akta sądowe ojca i dziadka, pisane gęsim piórem... Listy Adama. Do przyjaciół i do Maryli. Jej turecki szal, lustro z Bolcienik i nuty walca... Wśród pier­wszych zwiedzających była wnuczka Maryli – Zofia Puttkamerowa i prawnuczka – Janina Żółtowska z Bolcienik.
Nazwisko dziekana nowogródzkiego, który święcił Muze­um – księdza Michała Daleckiego – znalazłam na płycie zbiorowego grobu rozstrzelanych przez Niemców mieszkańców Nowogródka.
Z burzy i ruiny wojennej dom Mickiewicza podniósł się w roku 1955. Mijało stulecie śmierci poety, gdy ponownie otwarto Muzeum. W siedmiu salach zgromadzono ponad pięć tysięcy eksponatów. Wiele lat prowadziła Muzeum Lila Czubina. Jej następczyni i prawie imienniczka Lilija Usienko podjęła nas jesiennym wieczorem 1989 herbatą w jadalni państwa Mic­kiewiczów. Osobliwa to jadalnia, bo obok stylowych mebli stoją gabloty z makietą dworku w Zaosiu, leżą sierpy i cymba­ły, wisi obraz Świtezi i białoruski przekład ballady o jezio­rze... Zapytałam, czy jest jeszcze ten skraweczek białej brzozy, którą pono zasadził w Tuhanowiczach? Jest! Leży obok stolika i krzesła o złocistych wygiętych nóżkach – też z Tuhanowicz.
Nocą roku 1903, tajemnie, po latach starań córki, Marii Mickiewiczówny, w kościele nowogródzkim pod wezwaniem św. Michała wmurowano tablicę z czarnego granitu. Lira, bu­kiet kwiatów polnych, popiersie poety dłuta Oleszczyńskiego i tylko słowa: „Pamięci Adama Mickiewicza 1798-1898”. Pomniczek ocalał. Przeniesiono go do Muzeum. Jest tam też „gadzinnik” – zegar z piękną nagą dziewczyną przeglądającą się w lustrze. Podobno towarzyszył pisaniu „Grażyny” w Wilnie.
Zasiedziałam się nad księgami pamiątkowymi. Muzeum zwiedza rocznie ponad 40 tysięcy ludzi. Ostatnimi laty – coraz więcej Polaków. Widzę wpisy harcerzy z mego Podlasia, stu­dentów medycyny z Białegostoku i pedagogów z Rzeszowa, uczniów z Torunia, Księdza Prymasa przywołującego frazy z „Grażyny”: „»Zamek na barkach nowogódzkiej góry«... Ileż wspomnień i piękna... Jakże się cieszę, że mogłem stanąć przy kolebce Mickiewicza...”
Staje tu też bardzo wielu Polaków z Wileńszczyzny. „No­wogródek... Mickiewicz... I pamięć ludzka... wszystko to jest symbolem istnienia Poety, człowieka, którego los na wiecznie rozłączył z Ojczyzną” – Nauczyciele z Niemenczyna. A „wdzięczni uczniowie wileńskiej szkoły średniej nr 11” na­piszą po prostu: „Dziękujemy, że jesteś”.
W 1990 roku, jesienią, dyrektor „Budimexu”, Czesław Karasewicz, pokazał mi w Wilnie zdjęcia z przepięknie odrestau­ rowanym domem-dworkiem Mickiewicza. Usunięto zwalisty ganek. Przywrócono kolumienki, okiennice, oficynę... Trwają narady między warszawskim Muzeum Literatury imienia Mic­kiewicza, a Nowogródkiem i Mińskiem nad kształtem najdo­skonalszym ekspozycji... Jadą nowe meble – ofiarowane przez Warszawę.
Proszę o wyeksponowanie zegara!
Ów „gadzinnik”, który stał przy Jego biurku zaczął dźwięcznie wydzwaniać. Spojrzałam na zegarek. Późni się 0 dwie godziny? Skąd! On idzie ciągle wedle czasu polskiego.

 

„Ziemio nasza, mickiewiczowska...”

Przebłysk słoneczny, jaki pozwolił mi na sfotografowanie baszt zamkowych i ogarnięcie wzrokiem dalekich pól – zagasł.
I było jak w „Grażynie”: „Coraz to ciemniej, wiatr północny chłodzi/ Na dole tuman”.
Pełna wspomnień Nowogródka „powieść litewska” – „Gra­żyna” nie była pierwszym hołdem, jaki złożył młody Mickie­wicz rodzinnemu miastu. Jesienią 1817 roku na posiedzeniu Towarzystwa Filomatów Zan czytał Mickiewiczowskie „naśla­dowanie z Woltera”, ale zaczynające się słowy: „W Litwie nie­gdyś, jak świadczą Stryjkowskiego księgi/ Żył Mieszko, pan udzielny Trok i Nowogródka...” Inna, w tymże czasie i z te­goż Woltera strawestowana przypowieść ma za bohaterkę Pa­nią Anielę, swoisty pierwowzór Telimeny – „piękność, w mło­dych latach dziwo Nowogródka”, która „trzydzieste jabłko z swego zjadła już ogródka”. Obok tych, piórem dziewięt­nastolatka kreślonych strof była jeszcze „powiastka z dziejów litewskich” – „Żywila”, opowieść o córze nowogródzkiego księcia, która – wedle oceny Juliusza Kleinera – „ojczyznę sta­wia ponad swe uczucie, ponad życie swe i krzywdę swoją”...
Gdy Mickiewicz kończył „Grażynę” zimą wileńską 1822 roku – trwały już pierwsze przesłuchania filomatów i książę Czartoryski zalecał, aby „mieć go w szczególnym nadzorze”. Pierwotny tytuł owej „powieści litewskiej” – której akcja za­czyna się miesięczną, groźną nocą w Nowogródzkim zamczysku – brzmiał: „Korybut – książę Nowogródka” – „poema z dziejów litewskich”. Potem Korybut zamienił się w Litawora, nowogródzkiego księcia kumającego się z Krzyżakami przeciw Witoldowi. A postacią tytułową została „niewiasta z wdzięków, a bohater z ducha” – księżna Grażyna, która w ry­cerskim przebraniu stawi czoło Krzyżakom. „Dziś żadnego nie znajdziesz w nowogródzkiej gminie/ Co by ci nie zanucił piosnki o Grażynie”.
Nauczyciel gimnazjum nowogródzkiego (utworzonego w 1859 roku, zamkniętego po Powstaniu Styczniowym), Ed­ward Pawłowicz, autor wspomnień „Znad Wilii i Niemna”, sta­nąwszy na górze zamkowej po latach, westchnął: „Tu mi w pa­mięci stanęły chwile, jakich niejeden z prelegentów mógłby pozazdrościć, gdym – w sali wykładów, mając przed sobą gma­chy zamkowe – odczytywał i objaśniał cudne ustępy z Grażyny moim ukochanym gimnazistom. Uroczysty nastrój – skupienie ducha z jakiem mię słuchano – jakże wymownie świadczyły, że mię rozumiała nieodrodna dziatwa ojczyzny Adama”.
W latach międzywojennych „dziatwa” wskrzeszonego nowogródzkiego gimnazjum postanowiła wystawić „Grażynę”.
Teatr miał już tu tradycje dostojne. Uczniowie szkoły do­minikanów, jak opowiada Franciszek Mickiewicz, przygotowa­li w 1812 roku sztukę „gramatyka” Felińskiego, w której tytu­łową rolę Barbary Radziwiłłówny miał grać... Adam Mickiewicz. Gdy koledzy „ubierali się w purpury, kontusze, żupany, wąsy, czuprynę goloną do głów lepili”, on „płeć pięk­ną mający imitować, sznurówką ściśnięty, bombiastą suknią ustrojony i peruką piętrową przyduszony” – przydeptał na scenie rękę klęczącego przed nim kolegi kreującego lirycznego kochanka. Gdy kurtyna zapadła, przydeptany amant rzucił się na królową z pazurami i tak srogo Adamowe lica udrapał, że do następnego aktu trzeba było małego Mickiewicza dobrze barwiczką namazać...
Adaptacji „Grażyny” w roku 1928 podjął się uczeń nowo­gródzkiego gimnazjum Ryszard Kiersnowski, noszący nazwisko już dobrze nam znane, cytowanego Nikodema Kiersnowskiego, który wspomina, jak to w Nowogródku o cztery lata od siebie młodszego krewniaka Adama Mickiewicza uczył czytać...
Ryszard Kiersnowski powracając w Londynie do swej no­wogródzkiej „Młodości sercem pisanej” (taki nada tytuł tomi­kowi dedykowanemu: „Ziemi nowogródzkiej, szkole, cie­niom”) – wspomina noce, gdy sztubacy wybiegali z bursy popatrzeć na ośnieżoną górę zamkową w blasku księżyca... Szukali „cieniów zbrojnego rycerstwa, błysków pochodni-światła z komnaty Grażyny”. Kiersnowski-adaptator zdobył kostiumy od samego Osterwy, który z „Redutą” bywał i w No­wogródku. Premiera w remizie straży ogniowej zebrała nowo­gródzką elitę. Wojewoda, starosta, prezes, sędzia, pedagodzy... W ostatnim akcie „rycerze” wnieśli Grażynę i złożyli ją na niedźwiedziej skórze, starannie maskującej ceratową kanapkę przytaszczoną z gabinetu lekarskiego. Zrozpaczony śmiercią ukochanej Litawor, przebiwszy się sztyletem, runął na zwłoki Grażyny. Broniący księżnej rycerze, potknąwszy się o miecze, runęli na Litawora. Kanapka stanęła dęba. Wszyscy łupnęli na podłogę. Nieżywa Grażyna jęknęła: – Duszę się!
Późną nocą pod basztami nowogródzkimi biedny adaptator opłakiwał finał premiery...
Ryszard Kiersnowski. Jak dalece jego ród wrósł w tę zie­mię, wyczytać możemy z epitafium widniejącego do dziś w nowogródzkiej farze:

Jan Kiersnowski w tym miejscu leży pogrzebiony 
Z dawnych słynnych przodków znacznie urodzony 
Cnotą, dowcipem, sławą hojnie obdarzony 
Królowi i Ojczyźnie dobrze zasłużony 
Ale śmierć zazdrościwa nic nie zborgowała 
Urodzeniu i cnocie – w ten go dół wegnała 
Któremu Jezu Christe racz być miłościwy 
Gdyżeś nasz jest Zbawiciel Pan i Król prawdziwy 
Umer w roku 1632 

Fortuna w Horodziłówce i dobra Lipowo-Miłowidy pod Baranowiczami stopnieją, gdy je obejmie ojciec Ryszarda – Władysław, mniej fortunny rolnik, bardziej artysta. Śpiewak La Scali. Uczeń Battistiniego. Losy rodziny poznam z opowieści jego córki – Marii z Kiersnowskich Wojciechowskiej, aktorki „Reduty” i wnuczki – Anny z Wojciechowskich Nehrebeckiej. Tak. Tej samej – Maryni Połanieckiej, Celiny z „Nocy i dni”, Anki z „Ziemi obiecanej”, Nataszy z „Maskarady”, Pani Walewskiej i Elizy Krasińskiej z moich widowisk TV...
Kiedy Ryszard był w nowogródzkim gimnazjum, które miało w latach międzywojennych otrzymać imię Mickiewicza – z dóbr ostało się tylko wspomnienie i dwadzieścia cztery portrety rodzinne. Gimnazjalny czołowy poeta miewał kłopoty ze zdobyciem całego mundurka...
Ale – tu – nad Świtezią, w Tuhanowiczach, Nowogródku, mijała mu „młodość sercem pisana”, ku której sercem będzie powracał do ostatnich swych dni w londyńskim szpitalu...
Czerwcowego dnia spotkali się świeżo upieczeni maturzy­ści na nowogródzkim rynku. Noc była pełna gwiazd. Połyski­wały białe kolumienki „Sukiennic”... Ślubowali uroczyście, że spotkają się tu za lat dziesięć. W czerwcu 1942 roku.
„Reportaż spod ciemnej gwiazdy” – to Ryszarda Kiersnowskiego „wspomnienia korespondenta wojennego”. Wilno. Ucie­czka przez Władywostok i Tokio – do Kanady. Redakcja „Polski Walczącej”. Szlak bojowy przez Falaise – Caen, Belgię, Holandię, odwet za Wrzesień, Frankfurt... A potem – szare londyńskie dni.


Już nigdy nie zobaczy Nowogródka.
A jeśli trzeba będzie zginąć –
Sprawa to boska, a nie ludzka.
Będziesz nam lekka, ziemio nasza,
Mickiewiczowska, nowogródzka.
Albo złożymy votum
Z naszych łez w Ostrej Bramie
I odszuka nas życie
Z zapomnianych już klisz –
Albo w ziemi dalekiej.
Po mnie tylko zostanie
Nie wydany tom wierszy
Garść popiołu i krzyż... 

Kiedy zmarł w Londynie w roku 1977, prasa warszawska odmówiła siostrze wydrukowania nekrologu, nawet po wykre­śleniu zakwestionowanych słów: „Syn ziemi nowogródzkiej”.
Nie sama garść popiołu ostała. Testament Poległych Ryszarda Kiersnowskiego widnieje dziś na mogile legendarnych „Jędru­siów” w sandomierskich Sulisławicach – anonimowo. I na ko­ściele warszawskim pod wezwaniem Madonny Częstocho­wskiej – podpisany:

A gdy dzieci zapomną, że mieszkały w schronach, 
Że widziały dni straszne, ponure i krwawe –
Niechaj tylko to jedno pamiętają o nas, 
Żeśmy padli za wolność. 
Aby była prawem.

„A gdy upadną – powstają znów!”

Tylko serce mi, Ziemio Rodzinna, 
Z niepokoju o Ciebie łomoce. 
Ostrą Bramę najświętszą wspominam 
I rycerzy bojowe wierzchowce...

Tania Cariuk mówi „Pogoń” Maksyma Bahdanowicza w uniesieniu, po białorusku. Fragment wiersza, który stał się właściwie hymnem Białorusi śpiewanym na melodię Marsylianki, przytaczam w znakomitym tłumaczeniu Tadeusza Chróścielewskiego. Tania jest córką Białorusina i Sybiraczki, urodziła się w Nowogródku i tu wróciła po zawiłych peregrynacjach na szczęście dla tych wszystkich, którym dane jest dziś wędrować po mieście i kraju dziecięctwa Mickiewicza pod jej przewodnic­twem. Jest młoda, żarliwa i wrażliwa, i boli ją wszystko, co dzieli Białorusinów od Polaków...
– Dlaczego braty zapomnieli, że wspólna matka – historia na­sza? – pyta, czasem tylko potknąwszy się w swej polszczyźnie, czasem wtrąciwszy jakieś melodyjnie brzmiące białoruskie sło­wo. – Nam nie wolno się dzielić. My bogacić i wspierać się razem możemy! Jak orkiestrę rozebrać – to tylko flety, smyki zostały – a harmonii głosów nie będzie. Babunia moja z Białegostoku. Bia­łorusinka, Justyna, córka Jana. Jak z „Nad Niemnem”. Dziad –Aleksander Piotrowicz, wielmi szanownyj człowiek, do dziś w je­go wsi, Wielka Wobryna pod Mirem, mówią: – O, idzie wnuczka Piotrowicza! Był członkiem Komunistycznej Partii Białorusi, cudem ocalał z rozgromu, jeździł po wioskach, zbierał pamiątki przeszłości, do dziś muzeum, co stworzył na wsi, istnieje... Ro­dzice uczyli od 1952 roku w białoruskim gimnazjum w Nowo­gródku, co było jeszcze od 1924 roku. Ja tam sama zaczęłam na­uki, teraz już lata całe ono rosyjskie i mało kto wie, że była białoruska szkoła... Nasz język ginie, umiera! Ten język, o któ­rym Mickiewicz powiedział w swoich wykładach, że jest to „narzecze najbogatsze, najczystsze”.
Tu przypis: oto siedzę w naszej Bibliotece Narodowej nad dokumentacją do tematu „Nowogródczyzna”. Nieoceniony so­jusznik, ster Zakładu Informacji Naukowej – Anna Szczęsnowicz, która przy pracy nad każdą moją książką okazywała mi niezwykłą pomoc, mówi:
– Dziad mój macierzysty, Mikołaj Żuk, Białorusin, był dy­rektorem Liceum Pedagogicznego w Nowogródku po drugiej wojnie. Połowa nauczycieli na Białorusi – to jego uczniowie!
Ojciec Anny jest Polakiem. Przyjaciele twierdzą, że ona sa­ma – mądra, uczynna, pracowita jest wspaniałym przykładem, czym może być udany sojusz polsko-białoruski!
Mówi Tania Cariuk: – Ja ukończyła Poligraficzny Instytut we Lwowie, pracowała w drukarni w Grodnie, poniosło do Kirgizji, sto pięćdziesiąt baranów dawali za mnie, pisałam korespondencje do pisma naszego „Nowaje Licjo” – „Nowe Życie”... kto się spo­dziewał, że będzie w nim zdjęcie jak Prymas Polski kwiaty składa na grobach Nowogródka! Ach, pogoda – była tegoż dnia, pogoda! Złota! Patrzę – babula zanosi się szlochem. – Co stało się? Może pomóc? – Nie, droga, że nam dożyć przyszło...
Starzy ludzie jak stara krynica.
Ja pracuję z dziećmi, mam taki klub „Skowronek”, trzysta czterdzieści dzieci obok tej jednej mojej małej córeczki... Chodzę po wsiach, pieśni zbieram, legendy... „Wioski kochane, stojące rzędami,/ Serce z żalu ściska/ Niskie chatynki, topole z brzozami...” – tak pisał nasz Bahdanowicz. – Miejsce ulu­bione moje, to obok kopca Mickiewicza na trawie usiąść i pa­trzeć, patrzeć „w nowogródzką stronę...”. Kościół biały świe­ci, cienie biegną niby czas...
Tania była mym wiernym przewodnikiem w wędrówkach po Nowogródku. Odnotowałam, że miasteczko liczy dziś 32 tysiące mieszkańców, że ma technikum handlowo-ekonomiczne i rolni­cze, szkołę muzyczną, dwie sportowe, że imię Mickiewicza, które jeszcze po wojnie nosiła średnia szkoła ogólnokształcąca dawno zlikwidowano. Obeszłam rynek, gdzie stoją pękate kolejki do sklepów po wszystko, tylko po kolorowe telewizory – nie. Zapi­sałam hasło: „Zwycięstwo Października  największym osiągnię­ciem XX wieku”. Obejrzałam cerkiew, dałam nieco grosza że­brzącej staruszce. Była Polką noszącą nazwisko jednego z bohaterów III części „Dziadów” – Sobolewska. Z rozdzierającym smutkiem pisał Tadeusz Konwicki: „W 1988 r. kręciłem na Litwie film według »Dziadów« Mickiewicza. Jednego zawsze mogłem być pewien: jeśli ktoś zamiata ulicę, mogę się do niego odezwać po polsku, jeśli żebrze staruszka, to na pewno jest Polką. To dowodzi, w jakiej sytuacji znalazło się to społeczeństwo”.
Dzięki Tani udało się nam wejść w ochronnych kaskach do zrujnowanego doszczętnie kościoła dominikanów, który właśnie próbowano jakoś zabezpieczyć z myślą, że może będzie tu sala koncertowa – ale kto da na remont pieniądze? Młodzi konserwa­torzy twierdzą, że trzeba by właściwie kościół i klasztor wznieść od nowa. Tu właśnie, we wrześniu 1807 roku, zaczął swą eduka­cję w szkole dominikańskiej Adam Mickiewicz, tu uczył się w pierwszej klasie katechizmu, arytmetyki, kaligrafii, geografii, łaciny, a także „nauki chrześcijańskiej o cnotach miłości bliźniego, o stosunku dzieci do rodziców”. Pięć klas dominikań­skiej szkoły ukończył odbierając w czerwcu 1814 roku świadec­two, w którym czytamy: „Pilność – nadmierna”. Ze wszystkich przedmiotów (algebra, fizyka, historia, wymowa polska, łacina) i obyczajami włącznie – oceny dobre. Różnie to tam z tymi obyczajami bywać musiało, skoro wspomniawszy białe habity swych preceptorów, Mickiewicz zażartuje w wierszyku do kolegi z ławy szkolnej, Janka Czeczota: „Prócz nas, jakież trząść szkołą ważyły się śmiałki? Kto oprócz ciebie Janie, oprócz mnie, Adamie, przeciw biało-kapturnym silne stawił ramię?” różnie też tam musiało być z podniosłością skupienia w modlitwie: „I gdym na mszy myśl topił w niebieskim migdale/ nieraz mię w kark ku Bożej nawracałeś chwale...”
Dzięki Tani Cariuk wpuszczono mnie do byłej cerkwi pod wezwaniem Gleba i Borysa, gdzie jest teraz archiwum, poprowa­dzono wbudowanymi przegrodami, by odcyfrować na wpół prze­słonięte deskami epitafium: „Na cześć y chwałę P. Bogu w Troycy iedyney y Nayświętszey Pannie Maryey, a na pamiątkę wieczną ciałom tu odpoczywaiącym: Wielmożnemu IK Mci P. Iwanowi Litaworowi Chreptowiczowi Rotmistrzowi IKMci Augusta Pier­wszego – Dziadowi – Wielmożnemu Ieymci P. Adamowi Litawo­rowi Chreptowiczowi Podkomorzemu Nowogrodzkiej Ziemi - Oycowi – wielmożny Ieymci Jerzy Litawor Chreptowicz, kaszte­lan Smoleński, leśniczy Jc. K. Mci, Orański Przełayski Merecki dał położyć Roku Pańskiego 1641 Mca Maia 15 D.”
Onże Jerzy był wojewodą nowogródzkim w latach 1586-1650. Jego syn, Bohdan, poległ pod Zbarażem. Syn Jan, mężnie stawiający czoła Kozakom, dostał się do niewoli pod Żółtymi Wodami...
Pojechałyśmy z Tanią do miejsca pamiętającego potomków wielmożnych Litaworów Chreptowiczów i ich częstego gościa – Adama Mickiewicza – do wioski Szczorse.
Przeszłyśmy w deszczu obok zrujnowanego pałacu, rozsypu­jącego się kościoła, aleją lipową pod stary dąb, podtrzymywany żelaznymi obręczami. Tu miał siadywać Mickiewicz. Po raz pier­wszy przyjechał na zaproszenie imiennika – Adama Chreptowicza, wizytatora szkół, bibliomana; syna ostatniego Kanclerza Wielkiego Księstwa Litewskiego – Joachima Chreptowicza, współtwórcy Komisji Edukacji Narodowej, znanego „z wielkiej do czytania ksiąg aplikacji”, fundatora biblioteki w Szczorsach.
Adam Chreptowicz – poseł nowogródzki na Sejm Cztero­letni i adiutant jenerała Mokronowskiego w Kościuszkowskiej Insurekcji – z otwartymi ramiony gościł w Szczorsach filomacką brać, która tu się zjeżdżała niczym do „kwatery głównej”.
Mickiewicz gościł tu w sierpniu 1819 roku. Siedział tydzień, delektował się wspaniałą biblioteką, o czym pisał Czeczotowi: „Przeczytałem wiele rzeczy (...) tłumaczenia Horacjusza (...), Kochowskiego i Kochanowskiego, Twardowskiego etc, przej­rzałem pyszną edycję londyńską”. W rok potem, Franciszek Ma­lewski, syn rektora Uniwersytetu Wileńskiego i czołowy filomata pisze ze Szczors: „... wpada z hukiem Adam”. Gadali do świtu. Następnego dnia huczeli: „Hej, radością oczy błysną!” Adam – „niezmiernie romansowy” – „deklamował mi swoje Lilie; nad po­dziw mu się dobrze udały”. Tu będzie Adam jadał niedźwiedzie łapy, tu pisał sonet „Do Niemna”. Tu tworzył „projekt biblioteki w Nowogródku obywatelskiej”. I być może tu właśnie, latem 1822, w oparciu o dokumentację Chreptowiczowskiej biblioteki powstały fragmenty „Grażyny”, której główny bohater, książę Nowogródka, nosi wszak imię – przydomek rodu Chreptowiczów – Litawor. Daje on rozkaz swym wojom: „A skoro słońce z Szczorsowskiej granicy/ pierwszym promieniem grób Mendoga draśnie / wszyscy staniecie na Lidzkiej ulicy...”
Stąd Mickiewicz doniósł Zanowi: „W Szczorsach wygodne życie, ale bez zajęcia się wisieć jakby na łasce pańskiej nie zga­dza się z moim sposobem myślenia”...
Adam Chreptowicz, „dziedzic dobrego serca” w opinii filo­matów, filantrop, niezwykłą opieką otaczający chłopów – odszedł bezpotomnie! Jakiż smętny los spotkał Szczorse! Przeszły na własność gałęzi rodu całkowicie zrusyfikowanej! Reportaże z „Tygodnika Ilustrowanego” (nr 49 z 1915 r.) ukazują wnętrze pałacu, gdzie ikony zdumionym popatrują okiem na sarmackie postaci bohaterów spod Zbaraża sąsiadujących z „wyorderowanymi dygnitarzami rosyjskimi”... Wszystko obróciło się w proch.
Ostało tylko epitafium skryte w cerkiewce Borysa i Gleba.
Szczęściem, nowogródzkiej fary nie spotkał zły los! Z sześciu kościołów Nowogródka – ostała się ona jedna. Jej białe, śnieżnie odnowione ściany widać z góry zamkowej poprzez arkady wieży. Tablica na zewnętrznej ścianie przywołuje przeszłość najstarszą: „W tej świątyni 1422 roku Władysław Jagiełło, król Polski, wielki książę litewski zawarł związek małżeński z Zofią księżniczką Holszańską, przyszłą matką królów polskich: Władysława Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka”. Wyliczenie genealogii dynastii aż po Zygmunta Augusta koń­czy się apostrofą do Jagiellonów, którzy „na najwyższe szczyty potęgi i chwały wznieśli Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie”.
Farę otaczają drzewa szumiące. „Czy kwitnie gaj Mendoga pod farnym kościołem?” – pytał Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”, wspomniawszy w przypisie, że wiele lip wycięto już w 1812 roku. Zamknięta po Powstaniu Styczniowym świątynia, w której chrzczono największego polskiego poetę, popadła w tragiczną rui­nę. Ignacy Domeyko – odbywający pielgrzymkę po sześćdziesię­ciu latach rozstania z ojczyzną – w 1883 roku rozpaczał na widok podartych obrazów, pyłem zasypanych chorągwi, leżących na podłodze krzyży. W roku 1898 wołał o pomstę do nieba na łamach „Gazety Lwowskiej” Edward Pawłowicz. Gubernator właśnie od­mówił zgody na ratunek fary... Niszczał pomnik wystawiony przez Jerzego Dusiackiego, towarzyszom broni z Nowogródczyzny, poległym w bitwie pod Chocimiem Anno Domini 1621, gniły krokwie dachu, ziały dziury, poniewierały się krucyfiksy... Do­piero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości – fara powraca do życia. Ufundowano marmurową tablicę: „W murach tego ko­ścioła 12 lutego 1799 roku został ochrzczony Adam Mickiewicz”.
Ochrzcił przyszłego autora „Ksiąg pielgrzymstwa” kanonik Antoni Postlett. Rodzicami chrzestnymi byli: „Aniela Uzłowska, małżonka sędziego granicznego powiatu nowogródzkiego” i „jaś­nie wielmożny” Bernard Obuchowicz, sędzia ziemski, któremu Mickiewicz zawdzięcza swe drugie imię. Aniela Uzłowska była żoną właściciela Czombrowa, gdzie urodziła się matka Adama, a jego dziad Mateusz był ekonomem. Ojciec chrzestny pochodził ze znanej na Litwie i znamienitej familii Obuchowiczów, o której często i soczyście wspomina Melchior Wańkowicz. W „Panu Tadeuszu” ostatniemu Woźnemu trybunału śni się proces Obuchowicza z Kahałem...
Obraz Nowogródzkiej Madonny wisi w małej kaplicy, oto­czony wianami z widłaka, oczepiony skromnymi wotami. Czy przed nim modliła się ze łzami pani Barbara Mickiewiczowa o ratunek dla chorego Adama?
Czy to TA, do której on sam modlił się na wygnaniu:
... Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem! 
Badacze różne wysuwają koncepcje. A Nowogródek wierzy – że to ONA. We wrześniu 1991 w Jej kaplicy złożono ciała sióstr Nazaretanek, rozpoczynając Ich proces beatyfikacyjny.
Prymas Polski podczas swej historycznej wizyty we wrześ­niu 1988 roku modlił się długo przed Nią i długo przy mogile sióstr spoczywających wówczas pod prostym kamieniem przy białej ścianie fary. Było ich jedenaście. Zakonne imiona brzmią jak melodyjny pacierz... Stella, Boromea, Daniela, Felicyta, Gwidona, Heliodora, Imelda, Kanizja, Kanuta, Rajmunda, Sergia... Były opatrznością biedaków, opiekunkami i nauczyciel­kami dzieci, ucieczką chorych, słabych. Przetrwały okupację sowiecką, uniknęły wywózki, rozproszone, bez habitów, wtopione w nowogródzkie rodziny. Nikt ich nie zdradził. Nie wydał.
Tej drugiej okupacji już przeżyć nie miały.
Ostatniego lipca 1943 roku otrzymały wezwanie do gestapo. Szły od fary pnącą się ku górze ulicą 3 maja... W habitach. Siostra Stella – urodzona na tej ziemi, drobna, szczupła, żelaznej wytrwa­łości i pracowitości, matkująca nowogródzkiemu Nazaretowi; siostra Imelda – jedyna, która nigdy nie zdjęła habitu, jej głos dźwięczny i czysty dzwonił w murach fary, na jej lekcjach pano­wało skupienie doskonałe; siostra Kanizja – ciężko chora, bez uśmiechu, na nią młodzież mogła liczyć w najcięższych chwilach; siostra Rajmunda – o której uczniowie mówią: „Kochaliśmy ją” – cicha i pogodna, trwała przy szkole, gdy już wszystkie siostry z niej wyrzucono; siostra Daniela – opiekunka najmniejszych, biegnących skryć się w fałdach jasnoniebieskiego, roboczego ha­bitu, wypłakać, pocieszyć, dotyk jej szorstkiej, spracowanej ręki pójdzie z nimi przez życie; siostra Kanuta – taka zwyczajna i cier­pliwa; siostra Sergia – taka pokorna i cicha; siostra Gwidona – która zapytana, czy warto – gdy wbrew wszystkiemu pracowała na klasztornej ziemi, odrzekła: Nie wiem, kto będzie zbierał trawy z tej łąki, ale tak trzeba!; siostra Felicita – delikatna, wiotka, pełna kompleksów własnej słabości fizycznej; siostra Heliodora – za­maszysta, promienna, o porywającej inteligencji; i ta najmłodsza, śliczna, tuż przed wojną przybyła – siostra Boromea.
Wszystkie.
4 września 1929 roku zaczęła się historia Domu Zgromadze­nia Najświętszej Rodziny z Nazaretu pod wezwaniem Chrystusa Króla w Nowogródku. Lipcowego odwieczerza roku 1943 do­biegała końca... Stanęły przed wygiętymi w siodła czapami. Na klamrach gestapowców pysznił się napis: „Gott mit uns!” – „Bóg jest z nami!”
Noc przeleżały w ciemnicy piwnicznej. Tatar, pracujący ja­ko palacz, mówił o śladach potu i łez zostawionych na kamien­nej podłodze. O świcie, w niedzielę 1 sierpnia 1943 roku, pod lasem padło dwanaście strzałów. Któryś musiał chybić. Jedena­ście spowitych w habity postaci osunęło się w wykopany dół.
W Nowogródku mówią, że na tej łące rosną inne zioła i kwiaty. W każdym jest biała nić.
Gdy piszę te słowa – przychodzi poczta. Z Białorusi. Ogrom­ny list od młodziutkiego ojca karmelity – Augustyna Kwiatko­wskiego ze zdjęciem tłumu dzieci w pierwszokomunijnej bieli.
Narocz. Obok Świtezi – najpiękniejsze jezioro Kresów. Tu ksiądz Augustyn odprawił swoją prymicję w lipcu 1989. Pode­szła doń gromadka: – Nie zostawiajcie nas sierotami!
Wrócił. Dziś jest proboszczem trzech parafii: Miadzioł, Na­rocz, Konstantynów. Pierwsze przyszły do kościoła dzieci. – Bab­ciu! babciu! ja dziś w kościele tańczyła i o tobie piesienku śpie­wała! – wołały. Mały ministrancik zasłabł podczas podniesienia w kadzidlanym dymie. – Ojczeńka nasz – wyszeptał do dwudzie­stokilkuletniego księdza Augustyna – Bies ze mnie wyszoł!
Za dziećmi przyszli do kościoła starcy. Powolutku – stru­myczkiem wciekała młodzież, zaglądali rodzice. Na pierwszą komunię – w lipcu 1990 – jechały rodziny z Wilna, Grodna, Witebska, Leningradu, Moskwy...
„Ojczeńka” był zaproszon na weselisko. Zapytano, czy by czegoś nie zaśpiewał. Zanucił „Ty pójdziesz górą...” z „Nad Niemnem”. Odpowiedział mu narastający chór: – „... A ja doliną...” Wyczulone w konfesjonale ucho ułowiło syk: – Zaczem nam śpiewać polskie piosenki, kiedy tu Białoruś! – Na to „ojczeniek” jak zaciągnie: „Kasił Jaś kaniuszynu...”
Ciąg dalszy był już żywą, białorusko-polską ilustracją tytu­łu XII księgi „Pana Tadeusza” – „Kochajmy się!” Kończy swój list ksiądz Augustyn: „Pośród takiego ludu wychowany Mic­kiewicz mógł powiedzieć: »wiara i serce bardziej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko...«”.
Warszawskie siostry Nazaretanki najserdeczniej goszczą Tanie Cariuk. Przywiozła mi wiadomość, że proboszcz nowo­gródzki, „wielmi poważany” ksiądz Antoni, podniósł na nowo­gródzkim cmentarzu zapadły już w ziemię ciężki granitowy co­kół z wyrytą na nim hostią i stułą ponad napisem: „Ksiądz Dziekan parafii Nowogródzkiej Jan Zasztowt 14 listopada 1893 r. skończył życie”.
Nie istnieje mogiła rodziców Adama Mickiewicza. Barbara i Mikołaj pochowani byli na cmentarzu dominikańskim na sto­ku wzgórza nie opodal fary. Do dziś tam trwa kilka nagrobków o nieczytelnych już epitafiach. Prosił i marzył Franciszek Mic­kiewicz, by go obok rodziców położyć. To dobrze, że jego pro­śba nie została wysłuchana. Spoczywa godnie w Wielkopolsce, otoczony staraniem i pamięcią, a nie pośród połamanych krzy­ży, upadłych na twarz nagrobków, wrastających w ziemię epi­tafiów proszących o „westchnienie do Boga”...
Na chórze farnego kościoła wśród pieczołowicie poskleja­nych starych modlitewników znalazłam anonimową prośbę, rę­cznie przepisaną:
Błogosław Matko naszej biednej ziemi, Tej przebogatej w nieszczęścia i łzy, Ochroń jej dzieci, idąc razem z nimi Przez wichry, burze i przez ciemne mgły. Błogosław wszystkich, którzy mężnie bronią Ojczystej wiary i ojczystych słów, co wśród nieszczęścia, zwątpień łez nie ronią, A gdy upadną - powstają znów!

Wrzesień 1988 - marzec 1991