Stanąłem w Nowogródku w cichy, pogodny wieczór lipcowy. Bez przewodnika, sam, z tłumem cisnących się myśli, rychło znalazłem się wśród ruin zamczyska, oświeconych czerwienią zachodzącego słońca. „Zamek na barkach nowogródzkiej góry", dziś nawet, w ubóstwie dwóch tylko rozpadających się baszt, przejmujące sprawia wrażenie. Widok stąd rozległy i przepiękny. Oko mknie na krańce widnokręgu, ocienionego borem nieprzyjaznym, nurza się w zieleni bujnej, która jak morze, rozlewa się u stóp wałów zamczyska; zieleń chłonie w siebie domostwa poblizkie, na prawo i na lewo, a z splątanej gęstwiny wierzchołków drzewnych wynurzają się ruiny farnego kościoła i dachy zczerniałe ubogich mieszczan. Powoli, z tego zalewu zieleni, wydobywa się cichy, cmentarny urok przeszłości. (...)

Dziś jeszcze Nowogródek raczej do wsi dużej, rozrzuconej w ogrodach, niż do miasteczka podobny; przed stu laty dzieciństwo tutaj było zaiste „sielskie" - w porównaniu z dobą dzisiejszą było też „anielskie". Pełną oddychał wówczas piersią Nowogródek. Sejmiki tu odprawiane, zjazdy ziemiańskie, sądowe, jarmarczne, gwarem i życiem napełniały miasteczko; na rynku ciżba drobnej, zaściankowej szlachty w strojach charakterystycznych.

Kościół przy kościele, klasztor przy klasztorze (Bazylianie, Bonifratrzy, Dominikanie, Jezuici, Franciszkanie, Bazylianki i Dominikanki) ze szkołami, szkółkami, przytułkami. Palestra z całem bogactwem prowincyonalnych typów, po których i tradycya już zaginęła - kwestarze rubaszni, karczmy charakterystyczne z rojną i wrzaskliwą rzeszą żydowską...

W dni powszednie ciszę Nowogródka przerywała chyba tylko szkolna młodzież. Tuż przy kościele dominikańskim (dziś parafialnym, jedynym), mieściła się szkoła powiatowa, kierowana przez wyznawców reguły św. Dominika. Ani śladu dziś tej szkoły. Tylko chodnik biegnący teraz środkiem ulicy wskazuje dokąd szły niegdyś mury szkoły powiatowej. Na dole były klasy, na górze wcale zasobna biblioteka (rozproszona po r. 1863); w środku, gdzie dziś ogród przy plebanii, był dziedziniec szkolny. Boczne i tylne skrzydła budynku wypełniały cele księży. Dziś jeszcze ta część gmachu dochowała się w pierwotnym kształcie i stanowi mieszkanie dla proboszcza.

Sygnaturka nad dachem gimnazyalnym zwoływała uczniów na lekcye trwające od 9-ej do 2-ej. - Mundurki szkolne były szafirowo-granatowe, przypominające umundurowanie ułanów wileńskiego pułku, lampasy podwójne, czapki zwykłe. Każda klasa miała swoją chorągiew, była też muzyka własna studencka.

 

Dom Mikołaja Mickiewicz był w innej stronie miasteczka. Dziś na tem miejscu stoi dworek p. Dąbrowskiego, nie podobny całkiem do starego domu, w którym się wychował Adam Mickiewicz. Kto chce mieć pojęcie, jak wyglądał dom Mickiewiczów, niech obejrzy w Nowogródku domy drewniane, o starym miejscowym stylu, z charakterystycznym ganeczkiem o czterech kolumienkach drewnianych. Na przykład domy Wakulskiego (Bryczkowskiego), Gnoińskiego(obecnie hr. Grabowskiego) i innych. Podmurowania takiego, jakie ma dom p. Dąbrowskiego, wystawiony na miejsce starego z gruntu na nowo, nie było w starym dworku Mickiewiczów, który stał wyżej niż dzisiejszy budynek. Tylko grusza w ogrodzie za domem (nadpalona w czasie pożaru Nowogródka, ale jeszcze zielenią okryta), stoi jakby na piedestale z murawy; to dziwne na pozór wzniesienie pokazuje wyżynę, na której wznosił się dany dom Mickiewiczów. Ta grusza jest dziś ostatnim żywym świadkiem dzieciństwa Adama Mickiewicza. Warto by ją otoczyć przynajmniej żywopłotem.

 

                                                                       Józef Kallenbach, Kraj lat dziecinnych, Warszawa 1902, 47-49.

                                                                       Źródło: shtetlroutes.eu