Stanisław Lorentz, Album wileńskie (fragm.)

 

     Do Nowogródka udałem się dopiero w lipcu 1929 roku. W „Życiu Nowogródzkim” z 18 lipca ukazał się następujący komunikat: „W dniu 17 lipca Pan Wojewoda przyjął Konser­watora na województwo wileńskie i nowogródzkie p. dra Lo­rentza, z którym odbył konferencję w sprawie konserwacji zabytków na terenie województwa nowogródzkiego i potrzeby kredytów na ten cel.”
     Wojewodą był Zygmunt Beczkowicz urodzony w roku 1887 w majątku rodzinnym Łukawica w powiecie lubartowskim, absolwent prawa Uniwersytetu Moskiewskiego, z którego był relegowany za udział w ugrupowaniu politycznym i „w drodze łaski” znów przyjęty; przed I wojną sędzia w Siedlcach, po odzyskaniu niepodległości zastępca komisarza rządu na miasto Warszawę, potem wicewojewoda warszawski, od połowy 1926 - wojewoda nowogródzki. Trzech było wówczas wojewodów, wszyscy na terenie ziem wschodnich, którzy byli w opo­zycji do nacjonalistycznej polityki w stosunku do mniejszości narodowych i opowiadali się jako zwolennicy prawdziwego z nimi porozumienia: Beczkowicz w Nowogródku, Jan Krahel­ski na Polesiu i Henryk Józewski na Wołyniu.           .


     Beczkowicz potrafił porozumiewać się z Białorusinami. Do­cenili oni to i gdy ustępował ze stanowiska wojewody nowo­gródzkiego, na wniosek właśnie Białorusinów nazwano ulicę, przy której stał budynek Urzędu Wojewódzkiego - ulicą im. Zygmunta Beczkowicza. Żona Beczkowicza zajmowała się ludową sztuką białoruską, a potem w Wilnie nawiązała kon­takt z Towarzystwem Sztuki Ludowej. Oboje Beczkowiczowie interesowali się życiem kulturalnym, w przyjaźni byli z ma­larką Michaliną Krzyżanowską, wdową po Konradzie, opieko­wali się spuścizną artystyczną po nim.
     Beczkowicz uważał, że nie należy Białorusinów wynarada­wiać, lecz wciągnąć do życia państwowego jako obywateli. Uważał, że należy zorganizować szkolnictwo białoruskie, zapewnić prawo używania w urzędach języka białoruskiego na terenach, gdzie są oni zgrupowani, wspólnie z przedstawicie­lami Białorusinów ustalić sposób realizowania na tych tere­nach reformy rolnej. Z państwem Beczkowiczami bardzo się zbliżyłem, nawet kiedyś u nich nocowałem i pamiętam jak Beczkowicz o siódmej rano obudził mnie, przyszedł do mnie w szlafroku, by kontynuować jakąś dyskusję, przerwaną poprzedniego wieczoru. A rezydencja ich była niewielka - parterowy domek drewniany chyba pięcio- sześciopokojowy w niewielkim ogródku, przy ulicy 3 Maja, gdzie poprzednio mieszkał Raczkiewicz, gdy był wojewodą nowogródzkim. W roku 1931 po wyjeździe do Warszawy Raczkiewicza, gdy został marszałkiem Senatu, Beczkowicz objął po nim Wilno, ale był tu tylko dwa lata, bo Marszałek Piłsudski wysłał go na posła Rzeczypospolitej w Rydze. Przez ostatnie cztery lata przedwojenne był senatorem. Moja z nim przyjaźń od czasów nowogródzkich przetrwała do dziś. Przed kilkunastu laty, obaj już wiekowi, postanowiliśmy sobie mówić po imieniu. Mieszkał wraz z bardzo miłą swoją obecną żoną, Marią, malarką, w Gdyni. Często ze sobą korespondujemy.
     Bardzo miły, kulturalny, wysoki i przystojny był wicewo­jewoda nowogródzki Franciszek Godlewski, niezwykle czynna w życiu kulturalnym i społecznym była jego żona, z którą je­szcze przed kilku laty spotykałem się w Warszawie na grun­cie Towarzystwa Przyjaciół Warszawy. Wspominaliśmy czasy nowogródzkie i ich syna - to był słynny „Antek Rozpylacz” z Armii Krajowej, który zginął w czasie Powstania. Piękny chłopak, bardzo podobny do ojca. Siedziałem obok pani God­lewskiej na zebraniu jednego z oddziałów Towarzystwa Przy­jaciół Warszawy, poświęconego pamięci jej syna.
     Chciałbym jeszcze wymienić bardzo czynną w życiu spo­łecznym i kulturalnym Nowogródka - panią Teklę Hryniew­ską, żonę starosty nowogródzkiego, która interesowała się za­bytkami i pisywała do „Życia Nowogródzkiego”.
     Podstawowym źródłem wiadomości o Nowogródczyźnie sta­ła się dla mnie praca zbiorowa - wydana w roku 1925 sta­raniem Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego - Nowogródzkie. Inspiracją do tej pracy była wycieczka, którą odbyli w roku 1924 konserwator Jerzy Remer z dr. Wacławem Boro­wym, prof. Włodzimierzem Antoniewiczem, chyba prof. Kło­sem, i Martą Hubicką, nauczycielką, literatką, działaczką kra­joznawczą, czynną w Kielcach i Świętokrzyskiem, gdzie już wcześniej zetknęła się z Remerem i Borowym. W wydawnic­twie tym znajdowały się dwa bardzo ważne dla mnie artykuły: Jerzego RemeraArchitektura monumentalna w województwie nowogródzkim i Wacława Borowego Nowogródczyzna Mickiewiczowska, poza tym artykuły o Nieświeżu, Nowogródku i Sło­nimie i artykuł Marty Hubickiej Ktokolwiek będziesz w nowo­gródzkiej stronie, doskonale wprowadzający w atmosferę zie­mi nowogródzkiej.
     (…) W mym programie konserwatorskim na pierwszym miejscu uwzględniłem ruiny zamku w Nowogródku. Z niewielkich fun­duszów, jakie otrzymywałem z ministerstwa, na więcej nie było mnie stać, a uważałem, że najpierw państwo musi otaczać opieką te zabytki, które nie służą dzisiejszym celom i nie posiadają użytkowników. Na całe państwo w budżecie Mini­sterstwo WRiOP posiadało na konserwację zabytków tylko sto tysięcy złotych. Rolą więc konserwatora było pilnowanie, by użytkownicy troszczyli się o zabytki, oraz nadzór nad metodami i programami ich konserwacji.
     Prace na zamku w Nowogródku rozpoczęte były za mojego poprzednika Jerzego Remera w roku 1924. Powstał wówczas projekt, by pamięć Adama Mickiewicza uwiecznić przez usypanie kopca na tzw. małym zamku, to jest na wzgórzu sąsiadującym z zamkowym. Kamień węgielny pod ten kopiec poświęcił biskup Łoziński w obecności prezydenta Stanisława Wojciechowskiego i ówczesnego wojewody nowogródzkiego Władysława Raczkiewicza. A kopiec sypać miano z nasypów powstałych z ruin, a w części z rumowiska przywożonego z miasta. Zaczęto więc prowadzić badania i roboty konserwatorskie na zamku, a równocześnie sypano kopiec. Funduszów jednak, które dostarczała Okręgowa Dyrekcja Robót Publicznych, nie wystarczało, i w następnych latach roboty prze­rwano.
     Porozumiałem się wobec tego z architektem Romualdem Gürtlerem, który poprzednio prowadził roboty na zamku w Nowogródku, i roboty w raku 1929 wznowiliśmy, a prowadziliśmy  też w latach 1930-1931. Projekt urządzenia wzgórza zamkowego przewidywał: 1. usunięcie gruzów i odsłonięcie murów obronnych, jak to już właśnie zrobiono pomiędzy wejściem obecnym a basztą wejściową i na lewo od baszty środ­kowej, 2. po usunięciu nasypu stworzenie przejścia na górę i wytyczenie odpowiedniej ścieżki, która by prowadziła do zamku przez basztę wejściową po zamurowaniu wyłomu w murze obronnym, zrobionego przez Rosjan, 3. uporządkowa­nie wnętrza dziedzińca, to znaczy odpowiednie zaprojektowa­nie trawników i ławek, 4. całkowite zabezpieczenie istnieją­cych murów, 5. w przyszłości utworzenie „parku zabytkowego” przez połączenie wzgórza z kopcem ze wzgórzem zamko­wym. Niestety, brak funduszów w latach następnych sprawił, że prace znów zostały zahamowane.
     Pod koniec lata 1929 roku wielkim wydarzeniem stał się zapowiedziany przyjazd do województwa nowogródzkiego Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego. Dnia 1 września w Urzędzie Wojewódzkim odbyło się posiedzenie organizacyjne Wojewódzkiego Komitetu Przyjęcia Pana Prezydenta, na którym było około stu osób. Na przewodniczącego Komi­tetu Obywatelskiego zaproszono wojewodę Beczkowicza, przewodniczącym Komitetu Wykonawczego został Wicewojewoda Godlewski, jego zastępcami zastali poseł Konstanty Rdułtow­ski, właściciel majątku Czernichów Górny, równocześnie przewodniczący Komisji Dożynkowej, i burmistrz Nowogródka Wolnik. Ja zostałem przewodniczącym Komisji Dekoracyjnej, a do komisji tej weszły panie wojewodzina Beczkowiczowa i starościna Hryniewska. Zapowiedziany wcześniej przez wojewodę na 19 września wjazd prezydenta nastąpił w powiecie słonimskim, gdzie prezydent został powitany przez uczniów szkoły grzybowskiej i ludność wsi okolicznych. Prezydent zwiedził następnie szkołę w Żyrowicach, fabrykę papieru w Albertynie, wojskowy stadion sportowy, wsie białoruskie z ich organizacjami spo­łecznymi i wziął udział w poświęceniu szkoły powszechnej i otwarciu Muzeum Regionalnego w Słonimie. W powiecie ba­ranowickim prezydent zwiedził gospodarstwa drobnych rolni­ków w osadzie Nowopole i majątek przemysłowo-leśny Hru­dopol Antoniego Jundziłła. W Baranowiczach wziął udział w święcie 9 DAK-u oraz odwiedził inne stacjonujące tam oddzia­ły wojskowe. W drodze do Nowogródka przez Stołowicze, Horodyszcze i Kołdyczewo przejechał stronami Mickiewiczow­skimi przez Tuhanowicze-Płużyny nad Świteź, gdzie był po­dejmowany przez Towarzystwo Krajoznawcze, okoliczną lud­ność i dzieci szkolne. Następnie przez Czombrów wjechał uro­czyście do Nowogródka. W niedzielę złożyły hołd władze cywilne i wojskowe oraz przedstawiciele społeczeństwa i od­były się na dziedzińcu wzgórza zamkowego dożynki, na któ­rych zebrali się rolnicy z całego województwa. Wreszcie pan prezydent podejmowany był przez Komitet Wojewódzki ban­kietem.
          Oto tekst drukowanego menu, na którym widniały dwie tarcze obok siebie pod Koroną: Anioł Rusi i Pogoń - na wstę­dze niebiesko-czerwonej:

Nowogródzki 
Wojewódzki Komitet Obywatelski 
Przyjęcie Pana Prezydenta Rzeczypospolitej
22 września 1929 r.
MENU 
Zupa portugalska w filiżankach 
paszteciki 
Majonezy z ryb 
Wino białe 
Indyki, kaczki i cietrzewie 
sałata i kompoty 
Wino czerwone

Szparagi, kalafiory i groszek 
Wino białe krajowe 
Lody imperyal z ciastkami
Kawa czarna 
Likiery 
Owoce.

      W poniedziałek był pokaz rolniczy w Mirze, posiedzenie po­wiatowej komisji rolnej w Nieświeżu, następnie śniadanie wy­dane przez wszystkie warstwy społeczeństwa, a potem zwie­dzanie zamku. Później – szkoła siedmioklasowa w Snowiu, Kleck i nocleg w baonie KOP. We wtorek – Stołpce, potem Iwieniec i Naliboki, gdzie prezydent odwiedził przedstawicieli południowej części powiatu wołożyńskiego. Następnie oglądał gospodarstwo wzorowe, spotkał się z ludnością i osadnikami wojskowymi w Szczorsach. W czwartek był powiat lidzki, hu­ta szklana w Niemnie, szkoła siedmioklasowa i zebranie spółdzielców w Lidzie, posiedzenie Wojewódzkiej Rady Rolniczej w Bieniakoniach, a wieczorem prezydent był gościem zie­mian - podejmowany w Żołudku przez prezesa Związku Zie­mian Czetwertyńskiego. 26 września prezydent Mościcki uczestniczył w XIII zjeździe ogólnopolskim lekarzy i przyrodników w Wilnie. Prezydent miasta Wilna z tej racji zapraszał ,,na raut o godzinie 21-ej w Sali Miejskiej przy ul. Ostrobram­skiej 5, który zaszczyci swą obecnością Pan Prezydent Rzeczypospolitej” . 
     (…) O naradach w sprawach dekoracyjnych „Życie Nowogródz­kie” z dnia 4 września podało następującą informację: „Wczo­raj odbyła się konferencja w sprawach dekoracyjnych. W kon­ferencji tej wzięli udział p. wojewodzina Beczkowiczowa, bur­mistrz Wolnik i inż. Tomkiewicz. Omówiono sprawę dekoracji wnętrz Urzędu Wojewódzkiego i Teatru Miejskiego. Postano­wiono w motywach zdobniczych zachować szlachetną prosto­tę - i tym mocniej uwydatnić piękne linie architektoniczne gmachu Urzędu Wojewódzkiego. Ogólne kierownictwo prac sekcji dekoracyjnej zgodnie z uchwałą Komitetu przyjął kon­serwator dr Lorentz.” Ustalono też plany dekoracji miasta.
     Otrzymałem legitymację z podpisem wicewojewody God­lewskiego: „Pan dr Stanisław Lorentz jest upoważniony do przebywania w najbliższym otoczeniu Pana Prezydenta Rzeczypospolitej.” Zaproszenie na dożynki, podpisane przez Kon­stantego Rdułtowskiego, zawiadamiało, że „w niedzielę dnia 22 września 1929 r. o godzinie 12-ej na Górze Zamkowej w Nowogródku odbędzie się staraniem organizacji i szkół rolniczych­ województwa nowogródzkiego na cześć Pana Prezyden­ta Rzeczypospolitej Uroczystość Dożynek”.
     W następnym roku chciałem zakres prac przy konserwacji ruin zamków średniowiecznych poszerzyć. Zaprosiłem więc na­czelnika Wydziału Plastyki i Zabytków w Ministerstwie WRiOP architekta Jarosława Wojciechowskiego i Jerzego Re­mera, by wspólnie ze mną zbadali najważniejsze zabytkowe ruiny i ustalili, jak mogą mi dopomóc. Byliśmy w Trokach, Wilnie, Miednikach Królewskich i Krewie, po czym 9 maja 1930 roku przyjechaliśmy do Nowogródka. Komisja z udzia­łem architekta Gürtlera ustaliła, że w roku 1930 należy kon­tynuować prace konserwacyjno-badawcze na terenie wzgórza i nadal utrwalać zagrożone fragmenty murów. Ale nadziei na większe kredyty niestety nie było. Z racji naszego pobytu w Nowogródku wojewoda Beczkowicz zorganizował u siebie w Urzędzie Wojewódzkim posiedzenie wydziału wykonawczego komitetu uczczenia pamięci Adama Mickiewicza w ziemi nowogródzkiej, który zebrał się pa dłuższej bezczynności. Postanowiono zwrócić się da właściciela domu Mickiewiczow­skiego, pana Dąbrowskiego, i do pani Wierzbowskiej dla przedyskutowania możliwości pozyskania tego domu na Muzeum Mickiewiczowskie. Jak podawał komunikat w „Życiu Nowogródzkim”: „Dn. 11 b.m. konserwator Lorentz udał się do Szczors, Lubcza i Niańkowa w celu zbadania stanu konserwacji zabytków znajdujących się w tych miejscowościach oraz wydania niezbędnych zarządzeń.”
      W lipcu 1930 r. znów znalazłem się w Nowogródku, a stamtąd pojechałem da Hruszówki, gdzie miejscowy komitet prowadził poszukiwania prochów Tadeusza Reytana. Okazało się jednak, że - jak orzekł profesor Michał Reicher - szczątki odnalezione w rzekomym grobie Rejtana, nie były jego szczątkami.
     (…) W lecie 1930 roku odbyłem starościńskim autem dwudnio­wą podróż po powiecie nowogródzkim z panią Teklą Hryniew­ską: Wołkowicze - ze śliczną drewnianą cerkiewką z XVIII wieku, Serwecz, Tuhanowicze, a obok w Nowym Świecie spot­kanie z panną Tuhanowską, staruszką. Przed rokiem widziałem ją siedzącą na kanapie z prezydentem Mościckim. Przepiękny dwór i dęby w Worończy. Rajce - na szczycie fasady cerkwi, wymurowanej w roku 1817 „przez Konstantyna pułkownika jazdy polskiej Legii Honorowey kawalera y Franciszka Pre­fekta Lidzkiego y chorążego Nowogródzkiego Duninów Raiec­kich” – „...Statua Haec Matris Dei e summa fronte Varso­viensis Templi in quo cineres condebantur Magni Ducis Mos­chorum Basilij Szujski et Demetri fratris eius quos poloni exercitus Imperator Stanislaus Żółkiewskius Moscua post Kłu­szynense proelium obsesse Captivos suscepit. Huc disiecto Templo translata. R.S. Anno MDCCCXVIII.” To był dla mnie wstrząs. Odnaleźć tu, w zapadłej miejscowości w Nowogródz­kiem statuę Matki Boskiej ze szczytu fasady kościoła Domini­kanów Obserwantów w Warszawie, rozebranego w roku 1817, o którym pisałem w jednym z rozdziałów mej pracy doktor­skiej o architekcie Efraimie Szregerze! A dalej: Sworotwa Wielka, Sienieżyce, Starojelnia.
     Na jesieni 1930 roku wojewoda Beczkowicz postanowił, aby w roku następnym zakończyć sypanie kopca Mickiewiczow­skiego i w związku z tym zorganizować obchód pod nazwą Dni Mickiewiczowskich w Nowogródku. Imprezy trwałyby w cią­gu całego czerwca. Zakończone byłyby uroczyście sypaniem kopca, organizowano by wycieczki po Nowogródzkiem dla grup z całego kraju, zwłaszcza w okolice Mickiewiczowskie – Świteź, Tuhanowicze, Worończa…, odbywałyby się odczyty, imprezy teatralne, inscenizacje. Powołano Komitet Dni Mickiewi­czowskich. Moim zadaniem miało być m.in. urządzenie Wy­stawy Mickiewiczowskiej.
     Ze swej strony podjąłem znów         starania o wykup przez państwo jeziora Świteź, rozpoczęte 
jeszcze w roku 1923, ale bez rezultatu. Teraz, w roku 1930, właściciele Świtezi, Puszkarscy, wyrazili zgodę na sprzedaż państwu jeziora i przylegającego do niej folwarku Pieszczanka - było to razem 360 ha, w tym powierzchnia jeziora wynosiła 172 ha. Ale sprawa zaczęła się odwlekać. W „Kurierze Wileńskim” z 24 maja 1931 roku („Do­datek Ilustrowany”) poinformowano, że: „Zebrała się specjal­na Komisja w osobach p. inż. nadleśniczego Puzynowskiego, p. konserwatora Lorentza. p. komisarza ziemskiego Biruli-Białynieckiego i in., która oszacowała Świteź wraz z Pieszczanką na sumę 300 000 zł - na co właściciel zgodził się. Po przedłożeniu wszelkich dokumentów przez właściciela Świtezi - sprawa nagle utknęła z niewiadomych przyczyn i w tym stanie pozostawała dotychczas. Ostatnio, w marcu r.b., p. Puszkarski otrzymał pismo od p. konserwatora Lorentza, uznające Świteź za... zabytek na zasadzie art. 3 Rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 6 marca 1928 r. Czy jest to słuszne - śmiemy cokolwiek wątpić... Tymczasem sprawa się wikła, przewleka i daj Boże, by została załatwiona ostatecznie za drugie siedem lat.” Nie udało mi się – pewnie trudno było, uzyskać decyzję na te 300 000 zł.

Stanisław Lorentz, Album wileńskie, Warszawa 1986 (fragm.)