Aleksander Zwierko. Intymne sygnały Nowogródzkiej Ziemi ...

 

 

 „Szmaragdową darnią pokryty trakt tak szeroki, że na nim mieści się kilka samodzielnych dróg, gdzie głębokie koleiny krzyżują się i przecinają niczem szyny kolejowe na stacji węzłowej. Trakt wspina się na pagórki, opada w doliny, ostrożnie omija błota i trzęsawiska. Niewiadomo, skąd idzie i dokąd prowadzi, zda się sam wędruje, aby się napatrzeć tej ślicznej krainie. A po bokach podwójny wirydarz brzóz, najsubtelniejszych w rysunku drzew, jakie rosną w Polsce, białą kolumnadą się słania, zieloną kaskadą gałęzi spływa od wierzchołków ku ziemi. Nie ma tam kurzu, nie dokucza słońce i deszcz znienacka nie zamoczy.” 

 Przypominając fragment romantycznego tekstu nieznanego wędrowca po Ziemi Nowogródzkiej z albumu dziesięciolecia (1931 r.) czynię to, aby przypomnieć przede wszystkim młodzieży, że warto powracać w swoich refleksjach do lat zgarniętych płaszczem historii o wyjątkowo surowym splocie, historii niedostępnej jej od pół wieku, historii Kresów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

Dziś jeszcze, za znawcą tej ziemi - inż. Józefem Żmigrodzkim, „przebiegając myślą pamiątki świetności i historii Nowogródka”, tu urodzony, nie potrafię zerwać nici nostalgii za gędźbą Puszczy Nalibockiej, Lipiczańskiej, Ruskiej, Grodzieńskiej, Rudnickiej na wielkim łuku błękitnego Niemna, wyrzucić z pamięci otaczający mnie w młodości niepowtarzalny kobaltowy horyzont.

   Nie sposób w opowieściach o tej ziemi kurhanów, pochylonych krzyży, nie odnieść się do dzieła o Litwie autorstwa Jerzego Ochmańskiego, czy unikalnej pracy Henryka Łowmiańskiego „Rys województwa Nowogródzkiego w Jego granicach do roku 1795”, wydanej w Wilnie w 1935 r. W dziełach tych odnajdujemy interesującą analizę historyczną przyczyn przewagi żywiołu polskiego po prawej stronie Niemna, gdy po lewej stronie, w sąsiedztwie przecież Mazowsza, dominują wsie białoruskie. Otóż właśnie tam, na prawym brzegu wielkiego łuku Niemna, wojowniczy książęta litewscy osadzali uprowadzonych z Polski jeńców, którzy tworzyli tu środowiska odrębne kulturą i obyczajami. Gdy zaistniała Unia Horodelska, Jagiellonowie osiedlali tu ludzi, nadając im dobra za zasługi dla Rzeczypospolitej Obojga Narodów „... Lachami strasząc Ruś ...”. Byli to hetmani, senatorowie, najbardziej dynamiczna szlachta ze wszystkich województw Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Ani jedni, ani drudzy nie przyszli jako zdobywcy, lecz zapuścili tu swe korzenie i choć osadzeni wbrew swojej woli, pokochali tę ziemię puszcz i kurhanów i pozostali wierni jej intymnym sygnałom. Gdy łuny pożarów zwiastowały fale zagonów tatarskich, gdy czerwień pożogi zapowiadała zakute w żelazo zastępy rycerzy w białych płaszczach z czarnym krzyżami, gdy szedł zew powstańczy roku 1830 i 1863 - powstań, które trwały najdłużej, nie zawiedli nigdy. Gdy wreszcie nadszedł dany nam czas, czas dla naszego pokolenia AK lat 1943-44, wychodzili, jak to pięknie powiedział Melchior Wańkowicz - na prastare trakty, tworząc raz jeszcze widmowe partie na spotkanie pancernym zagonom pod wrażymi znakami.

   Nowogródczyzna to także tygiel narodów, które, gdy obcy nie wchodził między nas, były braćmi dla siebie.

   Zawodowi oficerowie niezapomnianego Wojska Polskiego roku 1939 wielokrotnie wyrażali uznanie dla postaw Białorusinów, Tatarów Polskich, w wojnie obronnej - Polskiego Września, Szef Sztabu Zgrupowania Nadniemeńskiego AK, Jan Sędziak (cichociemny, ps. „Warta”), pisze we wspomnieniach, że na Nowogródczyźnie było w szeregach AK 40% Białorusinów - pamiętam ich obok swojego ramienia. W r. 1944 białoruska młodzież ustrojona w biało-czerwone kokardy tłumnie usiłowała zbratać się z Armią Berlinga. Są to fakty, które należy odnotować dla prawdy o ziemi naszych ojców.

   Powróciłem po 45 latach, aby spojrzeć raz jeszcze na mój kraj lat dziecinnych; przyjechałem obciążony zawodową wiedzą architekta, która nie mogła jednak zdominować uczuć w tej sentymentalnej podróży.

   Aby powiedzieć cokolwiek o tym mieście dziś, należy przypomnieć choć kilka danych, kilka zdarzeń, związanych z historią miasta, ważnych także dla Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

   Herb Ziemi Nowogródzkiej jest dwutarczowy: na jednej tarczy anioł czarny w czerwonym polu, z rozwiniętymi skrzydłami, jedną rękę trzyma w dół opuszczoną, drugą opartą ma na biodrze; na drugiej tarczy - Pogoń. Mundur Województwa - żupan pąsowy z czarnymi wyłogami.

  

                                                                                                 Herb miasta; Archanioł Michał trzymający w jednej ręce miecz, w drugiej wagę. Na pieczęci opisany wizerunek św. Michała, a w otoku napis SIGILIUM CIVITATIS NOWOGRODENSIS (r. 1791).

 

   Nowogródek - w kronikach jako Parva Novogardia lub Norgardia - założono w XI wieku, Mendog czyni go stolicą Litwy dla ekspansji na ziemie słowiańskie i w r. 1252 wraz z żoną Martą koronuje się w Nowogródku na króla swojej dziedziny. Jest to okres świetności miasta, lecz także licznych niszczących wojen; po raz kolejny podnosi z gruzów swoje ukochane miasto Wielki Książę Witold. Rozkwita gotyk, czego przykładem jest zamek. Obok, w historycznej farze, bierze w 1422 r. ślub Jagiełło z córką Andrzeja Holszańskiego, cudną Sońką, późniejszą matką Jagiellonów. Dopiero w 1511 r. nadano miastu Prawo Magdeburskie, a po wprowadzeniu Trybunałów następuje ponowny rozkwit miasta.

   Jest Nowogródek miastem Tadeusza Reytana i naszego wieszcza Adama. Historia miasta, jakże bogata, zaklęta w ocalałych po klęskach wojen i rozbiorów murach, była w latach dwudziestych jeszcze bardzo żywa. Najboleśniejsze ciosy zadał rejtanowsko niepokornemu miastu carat. Po powstaniach klasztory uległy kasacji, wiele kościołów zamieniono na cerkwie, a kościół i klasztor Dominikanek rozebrano na cegłę. Nawet linie kolejowe ominęły miasto, aby umarło gospodarczo.

   Młode i jakże biedne odrodzone państwo polskie wyznaczyło odpowiedzialne władze i powołało konserwatorów. Skromne fundusze zostały użyte, jak dziś to widzę, bardzo trafnie. Z wieloma udanymi dokonaniami wiąże się nazwisko Stanisława Lorentza.

   Jedną ze spektakularnych inwestycji poświęconych najcenniejszej tradycji miasta było wzniesienie kopca poświęconego temu, którego pomniki znalazły się w największych stolicach świata - Adamowi Mickiewiczowi; temu, który to miasto i tę ziemię ukochał nad miarę. (...)

   Sygnały ziemi ... Oto grupka dzieci zamieszkała w dalekiej wsi białostockiej należącej do dawnych kresów Rzeczypospolitej samorzutnie wypełnia woreczki z ziemią ze swoich zagonów. Udaje się do Nowogródka. Z dziecięcym zapałem podważa darń nie konserwowanego i bardzo zbiedniałego dziś kopca Adama Mickiewicza, Wysypuje tam swoją ziemię przez lata nasyconą potem i krwią ich Ojców, ich Dziadów ... Jakież to piękne!

   Poproszono mnie, abym napisał dla tych dzieci o Kopcu Adama Mickiewicza. Usiłuję to napisać, choć wiem i to także, że ziemia moja rodzinna niesie w dziejach swoich tyle nieuchwytnego, przekraczającego moje umiejętności.

   Los sprawił, że urodziłem się w dniu, miesiącu i roku - słowem w dniu, kiedy zakładano kamień węgielny pod ten pomnik wielkiego Adama. Oczami dziecka patrzyłem na namioty młodzieży rozbite w fosach Zamku Witolda, młodzieży budującej kopiec; budowa trwała 7 lat. Widziałem - a tego się nie da zapomnieć - tłumy rozmieszczone na zboczach Zamku, gdy był oddawany społeczeństwu. Pamiętam doskonale, gdy nie krępowany przez rodziców i przez nikogo nie usuwany, „asystowałem” w audycji prowadzonej na żywo w dworku mickiewiczowskim przez Bocheńskiego. Cymbalista wznosi pałeczki nad ciemnym pudłem cymbałów, redaktor zatrzymuje go ręką i mówi tym swoim legendarnym aksamitnym głosem: „ ... Ale audycja nasza nie byłaby audycją regionalną, gdybyśmy nie wysłuchali cymbałków, prawie tych samych, na których grał Jankiel na weselu Zosi i Pana Tadeusza w obecności generała Dąbrowskiego i Kniaziewicza ..”. Był to dzień 28 czerwca 1931 r. - oddanie kopca w użytkowanie i zamknięcie dni mickiewiczowskich.

   Gdy we wspomnianej już podróży sentymentalnej stanąłem na rynku - oniemiałem... Pamiętam Nowogródek jako miasto urodą zbliżone do Kazimierza i Sandomierza razem wziętych. Znikły rozebrane do ostatniej cegły renesansowe i barokowe pałace Radziwiłłów, Zamoyskich, Jundziłł-Balińskich, Brochockich. To już jest inne miasto. Zamiast klasycystycznych sukiennic (hal) z kolumnadą stoi pomnik Lenina z podniesioną ręką, pomalowany złotą farbą. Zamiast pierzei kamieniczek-zajazdów, służącym w przeszłości sejmikom, z wysokimi, zawieszonymi schodami zewnętrznymi, pod którymi gnieździły się sklepiki z lodami, herbaciarnie - dzisiaj las.

Dzieciństwo moje to park dawnego dworu W. Ks. Witolda - Brecianka. Do dwudziestego roku życia miałem przed oczyma pyszną panoramę Zamku i Białej Fary na dawnym wzgórzu Perkuna. Znikło pole turniejowe, a źle prowadzony park przysłonił chaszczami rysunek wałów; tym samym znikła przestrzeń tak pięknie opisana przez Wieszcza w Grażynie.

   W Breciance pozostało tylko jedno drzewo - lipa o wysokości 47 m - było ich cztery przed starym, pamiętającym powstanie listopadowe dworzyszczem.

   Parku nie ma - dworzyszcza nie ma - kobaltowego horyzontu nie ma...

   ... Jedźmy, nikt nie woła!

   Łódź, 4 lipca 1991.